Suburbicon to idealne amerykańskie miasteczko, istna reklama statecznego życia i dobrobytu czyli American Dream w czystej postaci. Jednak nie dla wszystkich. Życie rodziny Lodge’ów obraca w gruzy gdy umiera ginie seniorka rodu, ukochana mama nastoletniego Nicky’ego Lodge. Pogrążony w rozpaczy chłopak stara się odnaleźć w nowej sytuacji. W trakcie kolejnych tygodni wychodzą mroczne rodzinne sekrety, układy, machinacje i animozje, które nie były bez związku ze śmiercią jego matki.
Po „Obrońcach Skarbów” po 3 latach, George Clooney staje ponownie za kamerą i otrzymujemy „Suburbicon„. Przypuszczam, że ten film może nie każdemu przypaść do gustu z powodu swojej wielopłaszczyznowości. Jest to forma przedstawienia obłudy w idealnie poukładanym świecie. Nie ważne co się dzieje, nie ważne co należy poświęcić. Ważne jest to, by dążyć do tego aby „Mi” lub „Nam” było dobrze w otoczeniu jakim chcemy funkcjonować. Nie jest to film także psychologiczny, więc nie wymaga od widza głębokiej analizy. Można się pokusić o umiejscowienie tego tytułu w gatunku kryminału z dodatkiem lekkiej komedii w mrocznym płaszczu. Clooney tworzy idylliczny, sielski zakątek lat 50. Wręcz taki American Dream dla każdego, kto chce polepszyć swój byt i zmienić swoje życie. Na dzień dobry, bez żadnych ogródek dostajemy dwie historie, które zaburzają nienaruszalny ład tego miejsca. My, jako widzowie, bez ostrzeżenia zostajemy wrzuceni w sam środek wydarzeń, które są skrajnie od siebie różne, ale mają cel prowadzący do zmiany swojej sytuacji. Jedna historia dotyczy czarnoskórej rodziny, która wprowadza się do tego białego miasta. Tym sposobem wybuchają zamieszki. Zniesmaczeni obywatele domagają się od władz Suburbiconu natychmiastowej eksmisji intruzów. Druga natomiast, to tragedia która ma miejsce w spokojnej rodzinie. Najście intruzów w jednym domu prowadzi do śmierci żony oraz matki. To zapoczątkuje cykl mrocznych wydarzeń w tej rodzinie. Obie te historie pozornie splatają się, ale w rzeczywistości na siebie nie oddziałują. To tak jakby każdy rozpoczął własną grę i stara się nie wchodzić pozostałym w paradę. To jaki ruch zostanie wykonany, dowiadujemy się w trakcie wszystkich wydarzeń. Według mnie „Suburbicon” to historia o ludziach podejmujących z głupoty i chciwości szereg błędnych decyzji, które powodują że pętla założona na własną szyję zaczyna się coraz to bardziej zaciskać. Człowiek z natury spokojny z każdą kolejną minutą potrafi się zamienić w ludzką bestię bez uczuć. Liczy się cel do osiągnięcia i na tym koniec. Taki idealny świat na zewnątrza, a w każdych murach małe piekło. Powłoka piękna, a środek złowieszczy. W takim małym podsumowaniu, można napisać, iż to miasto to więzienie bez muru, to po prostu stan umysłu mieszkańców, którzy tworzą to miejsce. Ludzie tworzący tą społeczność są jak by zakładnikami własnych pragnień, żądz czy też ambicji. Wszystko jest to na skraju własnej wytrzymałości, by nikt nie przekroczył wytyczonej linii. Suburbicon to ich mała stabilizacja, która wybrali na własne życzenie.
Film na świecie nie zebrał dobrych recenzji. Jednak przy całości uważam, iż dobrze zobaczyć ten obraz. Ma on w sobie coś przyciągającego, a zarazem odrzucającego. Każda z postaci stworzona na potrzeby filmu ma swój magnetyzm, który rozwala ten system. To taki mały świat, który nie powinien istnieć, a jednak JEST.