„WEEKEND OSTATNIEJ SZANSY” – „Le Week-End”

 

 

Le week end

 

 

Nick i Meg odwiedzają Paryż, świętując 30-tą rocznicę ślubu. Małżonkowie mają okazję spojrzeć na swój związek z perspektywy wspólnie spędzonych lat. Efekty są dalekie od zbliżenia ich do siebie. Para spotyka na ulicy dawnego przyjaciela Nicka, od którego dostaje zaproszenie na imprezę. Wydarzenie jest przełomem w napiętym emocjonalnie urlopie pary. Meg spotyka nieznajomego, z którym chce pójść na drinka, a jej zdesperowany mąż zwierza się ze swoich zmartwień synowi przyjaciela.

Powiem Wam, że oglądając takie filmy, wiem po co istnieje kino. Na szczęście zdarzają się co jakiś czas perełki filmowe na które udaje mi się trafić. Takie tytuły są o wiele ciekawsze i wciągające od nie jednej wielkiej produkcji amerykańskiej zrobionej z rozmachem. Jednak czy to jest tak istotne? Jeżeli reżyser i jego ekipa potrafi tchnąć w swój projekt dusze to otrzymujemy coś co zostaje z nami po obejrzeniu.  „Weekend ostatniej szansy”  jest filmem o życiu, który do nas przemawia w 100 %. Nikt tutaj się na nic nie silił, a za to pokazano prawdę jaka jest. Niby bardzo prosta historia pewnego małżeństwa, które jest ze sobą już 30 lat i tak naprawdę nie może siebie znieść. Wracają po Paryża, by odnowić sobie w pamięci to, co pozostawili tam wiele lat temu. Obraz jest nakręcony niezwykle subtelnie w swojej bardzo skromnej formie. Z drugiej strony otrzymujemy naprawdę maksimum przekazu, konkretnie odczuwamy wszystko to co boli tą dwójkę. Dialogi jakie słyszymy na ekranie potrafią nas wciągać, gdyż są naprawdę świetne i otwarte. Praktycznie wszystko opiera się na tym jak Nick i Meg ze sobą rozmawiają. Ten film jest historią o partnerstwie w małżeństwie, które potrafi być bardzo trudnym wyzwaniem. To właśnie Oni odkrywają się dla nas, by toczyć ze sobą pewna walkę prowadzącą do …. ? Gdzie ich zaprowadzi ta mała wojenka, tego Wam nie zdradzę.

„Weekend ostatniej szansy”  to słodko gorzka komedia w kociołku dramatycznym. Wszystko ze sobą współgra tworząc ciepłą historię zwyczajnej pary. Oni są tak sympatyczni, iż wystarczy chwila, by ich od razu polubić razem jak i z osobna.

„Mam już dosyć nudy, braku satysfakcji i furii” … słyszymy od Meg.

„Miłość jest stokroć trudniejsza niż seks” … – skarży się synowi Nick.

To tylko jedne z wielu tekstów jakie padają w tym tytule. Coś co wydawało się bezpieczne, gdzieś od środka zaczęło się sypać. Pewna strefa komfortu tej pary pękła i trzeba było podjąć ryzykowną próbę wyjścia z tego impasu. Skutków nikt nie jest w stanie przewidzieć, jednak mogą one być ratunkiem przed pogłębiającą się stagnacją. Film ma w sobie wiele emocji, są one naprawdę różne i docierają do nas w łatwy sposób. Świetna gra aktorska nieprawdopodobnie wzbogaca nam ten tytuł. Jim Broadbent i Lindsay Duncan w roli Nicka i Meg, są tak prawdziwi, że wierzymy iż są małżeństwem. Gesty, mimika twarzy, luz w rozmowach, szalone pomysły … wszystko razem nas wciąga w ich świat. Po pewnym czasie towarzyszy im znajomy Nicka, którego gra Jeff Goldblum. Szalony pisarz z pozytywnym nastawieniem do życia.

Osobiście polecam Wam ten tytuł. Nie muszę chyba mówić, iż jest to produkcja europejska, stąd taki duch ciepła na ekranie. To pewna lekcja o życiu, o byciu we dwoje, szanowaniu i spełnianiu się w związku. Obejrzyjcie!

Dodaj komentarz